wtorek, 27 sierpnia 2013

Liebster Award!

Dziękuję ślicznie za nominację Puchonko :) Postaram się odpowiedzieć :)


1. Czy piszesz bloga dla kogoś? Jeśli tak to dlaczego? 

Piszę tylko i wyłącznie dla siebie, bo to lubię. Ale jeśli komuś się podoba to co skrobię, to jeszcze bardziej mi się takie "hobby" podoba :)

2. Co zainspirowało Cię do pisania bloga? 

Znalezione w czasie usuwania danych ze starego komputera opowiadanie o Harrym Potterze. Płakałam, gdy czytałam to co tam wymyśliłam. A potem nagle wpadłam na pomysł "Wróżąc z herbacianych fusów..." przy słuchaniu motywu z Harrego Pottera
Poza tym czułam od dłuższego czasu potrzebę pisarskiego wyżycia się :)

3. Z pewnością cieszą Cię komentarze pozytywne. Jak przyjmujesz te negatywne?

Jeśli nie są obraźliwe, ale pokazują moje błędy to jak najbardziej je przyjmuję. Człowiek uczy się na błędach, a wiadomo również ,że każdy je popełnia. Nie ma ludzi idealnych, zdarzają nam się potknięcia.

4. Jaka książka wywołała w Tobie największe emocje?

"Wyznania Gejszy", według niektórych nie oddaje prawdziwego życia gejszy. Może i prawda. Ale mi dała chociaż namiastkę tego. Napisana jest w taki sposób, że widziałam to co widziała Sayuri, czułam jej emocje.

5. Która postać z Harry'ego Pottera jest Tobie najbliższa?

Wszyscy znajomi twierdzą, że Luna Lovegood. I wiecie co? Strzał w dziesiątkę :)

6. Gdybyś spotkał/a J.K. Rowling co byś zrobił/a? 

Podziękowała, za pokazanie tego co to jest miłość, przyjaźń, oddanie, wiara. Za pokazanie milionom czytelnikom, że dobro zawsze zwycięża. Że nie należy oddawać się złu. Bo to droga donikąd.
Spytałabym również co robi gdy brak jej weny, a także jak ją znajduje. Bo jak nie ma weny, nie ma kolejnego rozdziału :)

7. Gdybyś mógł/mogła się na jeden dzień zamienić w zwierzę, jakie byś wybrał/a?

Kota, bym mogła spać 20 godzin i nikt by mi nie wytykał, że cały dzień śpię. Koty są bardzo specyficzne, utożsamiam się z nimi. Są samotnikami, chodzą własnymi ścieżkami. Zupełnie jak ja.

8. Co jest dla Ciebie ważne w życiu?

Miłość, rodzina, zdrowie...

 9. Czy muzyka sprawia, że lepiej, łatwiej ci się pisze? Jeśli tak to czego słuchasz podczas tworzenia? 

Hegwig`s Theme, Guns`n`Roses... Zależy od tego w jakim momencie opowiadania jestem. Czy jest to moment smutny, czy wesoły...

10. Którą książkę poleciłbyś/poleciłabyś "obcemu" (przybyszowi z Kosmosu) do przeczytania? 

"Ania z Zielonego Wzgórza" - o przyjaźni, samotności, niezrozumieniu i miłości.

11. Lubisz czytać cudze blogi? Jaka tematyka Cię najbardziej interesuje?

Nie będę pierwszą ,która odpowie: Dramione :) Dodatkowo jeszcze Sevmione, niektórych to może zadziwiać, ale dobrze napisane opowiadanie jest bardzo smaczne :) Podobają mi się także opowiadania nie związane z parringiem, ale opowiadające inną historię Hogwartu :)
***

Druga nominacja, od  Sabinne :) Dziękuję!


1.  Dlaczego zadecydowałaś się założyć bloga?

Chciałam się sprawdzić, zobaczyć co sądzą o moich bazgrołach inni.

2. Jaka była ostatnio przeczytana przez ciebie książka?

"Rozważna i romantyczna"

3. Kogo najczęściej słuchasz?

Rodziców xD, a tak serio... Mesajah

4. Gdzie chciałbyś (chciałabyś) spędzić wakacje?

Japonia - Kioto

5. Jakiego języka chciałbyś (chciałabyś) się nauczyć?

japoński <3

6. Ulubiona kreskówka?

Nie jest to kreskówka, ale manga - Sailor Moon :)

7. Masz jakieś zwierzątko? Jakie?

2-letniego kundelka, wabi się Drops. :)

8. Ulubiony aktor/aktorka?

Johnny Depp i Helena Bonham Carter

9. Jak lubisz spędzać wolny czas?

Czytam, piszę, gram w gry, słucham muzyki :)

10. Lubisz matematykę?

NIE!


Teraz czas na moje pytania....

1. Czym jest dla ciebie pisanie bloga?
2. W jaką postać z Harrego Pottera, chciałabyś się wcielić? I dlaczego?
3. Czy istnieje książką, którą przeczytałaś, lecz nie sądzisz że wrócisz do niej znowu?
4. Pierwsza myśl rano...?
5. Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie to byłoby to...?
6. Czy twoi realni znajomi wiedzą o twoim blogu/opowiadaniu? Co o tym myślą?
7. Kraj w którym mogłabyś zamieszkać, jeśli miałabyś możliwość wyjazdu...?
8. Jak zachęciłabyś do przeczytania swojego bloga?
9. Osoba, którą chciałabyś spotkać.
10. Jak oceniasz swoje zdolności twórcze? Jesteś wobec siebie surowa?
11. Co sądzisz o szukaniu miłości przez internet?

...dla nominowanych:



niedziela, 25 sierpnia 2013

VI rozdział


Pani Weasley układała talerze i krzyczała na męża aby przynosił przygotowane jedzenie. Nic wystawnego:  dwa rodzaje sałatek, pieczywo czosnkowe i zupa dyniowa. Teściowa podzieliła się z nią tajnikami kuchni Weasleyów ,aby jego syn miał jak najlepiej. Lubiła zresztą swoją synową, bo widziała jaki jest dzięki niej szczęśliwy.
-        Już są!
-        To otwórz!
-        A ty nie możesz?
-        Mogę, więc idę. – Ronald zażartował i ruszył wpuścić siostrę z mężem.
Po chwili było słychać ożywioną Ginny, która z przejęciem o czymś opowiadała Ronowi.
-        Witaj ponownie Harry, Ginny! Dawno się nie widziałyśmy.
-        Taaak, faktycznie całe… 5 godzin 40 minut i 26…27 sekund. – Ginny wręcz z zegarkiem w ręku odpowiedziała przyjaciółce. – Czytałaś te książki?
-        Cały czas czytam… Gdy nie mam akcji.
-        Byłaś na akcji? Przecież już od dawna na żadnej nie byłaś.
-        Prawda. Ale dzisiejsza była wyjątkowa i szczególna, dlatego pani Brown mnie o to poprosiła.
-        Dooobra ludzie. Jestem głodny, możemy zjeść? – Ronald przerwał dodając do tego głośne burczenie brzucha.
-        Ronaldzie!
Hermiona była oburzona, ale reszta się roześmiała więc koniec końców musiała do nich dołączyć. No tak – śmiech jest zaraźliwy.
-        No to siadajmy. – odezwał się w końcu Harry przecierając jednocześnie okulary. – Hermiona opowie nam przy jedzeniu.

***
Minął jakiś czas od rozpoczęcia akcji poszukiwań Dziedzica, ale niestety nadal byli w martwym punkcie. Sowy od członków Zakonu co jakiś czas wlatywały przez okno nie przynosząc oczekiwanych rezultatów.  Dodatkowo odwiedził ją ostatnio Neville. Martwił się o Rose. A raczej to ona się martwiła, ale nie miała odwagi przyjść do niej, więc poszła do wujka. Liczyła, że się czegoś od niego dowie.  Pytała czemu nie ma Hagrida w szkole i czemu byli tutaj jej rodzice. Uspokoił ją, ale był pewien że maluchy zaczną węszyć. W końcu mają to we krwi. McGonagall nie chciała tego, nie chciała mieszać dzieci w tak ważne sprawy. Oczywiście wiedziała, że są jak swoi rodzice, ale pewne sprawy powinny zostać tylko między członkami. To trudne i niebezpieczne. Niedługo może być kolejna wojna. Kolejne morderstwa i zaginięcia. Dodatkowo niepokoiła się o Neville`a. Od czasu tej sytuacji z Hanną i ich rozwodu, nie był już tym samym roześmianym człowiekiem. Częściej siedział sam w swoich komnatach i badał rośliny. Bała się. Bała się, że stanie się tak samo zgorzkniały jak Snape, właśnie skoro o nim mowa. Obiecał jej, że nie będzie się wychylał w świecie czarnej magii. Ale kto go wie? Z drugiej strony wiedziała, że nie jest nieroztropny i nie zrobi nic pochopnie. Ujawni się całkowicie w swoim czasie, a tak mógł być tajnym agentem i zdobywać informacje pod przykrywką.
Wiedziała też już, gdzie go znaleźć w razie nagłej sytuacji. Wymógł na niej jednak, aby nie dzieliła się z resztą tą informacją. Wolał nie mieć nawiedzeń przerażonej i zamartwionej Molly, ryczącej i wszystko wiedzącej Granger, tfu Weasley. Nie wspominając o Potterze i Weasley`u. Wystarczyła mu wiedza o tym, że w przyszłym roku na co dzień będzie się spotykał z ich klonami.

***
Siedziały na dywanie w salonie i co chwilę chichotały. Szczególnie przy oglądaniu ruchomych zdjęć z lat młodości jej matki. Matka opowiedziała jej o świecie czarodziejów. Pokazała też czym jutro dostaną się do Londynu – proszek Fiuu. Okazało się, że ich kominek jest połączony do sieci, więc problem zniknął. Pojawił się inny problem. Matka nie mogła znaleźć kluczyka do skrytki bankowej w Banku Grundgegota, nie… Gringotta! Musi się tyle nauczyć, a i tak nadal jej nie wierzy. Różdżki, miotły, zaklęcia, magiczne księgi… Zawsze czytała o tym w bajkach. A teraz ma to przeżyć. To jak sen. Ale nie chciała się z niego obudzić. Czuła, że zaczyna się ogromna przygoda. Przygoda, która odmieni jej całe życie.
-        Mamo, dlaczego ta Weasley się tutaj właściwie pojawiła?
-        Bo musiałaś wyzwolić swoją moc w jakiś sposób.
-        Yyy…
-        Wyobraź sobie butelkę z wodą. Robimy w niej dziurkę. I jak przechylimy to ta woda zaczyna uciekać… Rozumiesz?
-        Mniej więcej. Ale nie przypominam sobie żebym rzuciła jakimś zaklęciem.
-        Kochanie, to nie musiało być zaklęcie. Mogłaś to zrobić zupełnie o tym nie wiedząc i nawet tego do końca nie czując. Wydarzyło się ostatnio coś czego się bałaś albo bardzo ucieszyłaś?
-        Nie… Chyba nie. Myślisz, że bym to poczuła? Jakie to uczucie?
-        Fala gorąca przepływająca przez całe ciało, tak bym to opisała.
-        Nie mam zielonego pojęcia, ale kiedy to było? W sensie kiedy miałam użyć magii?
-        Nie powiedziała mi, weszłaś i nam  przerwałaś.
-        A więc to moja wina? Jak zwykle moja. Oczywiście. Ale  nie zapominaj, że to ty mnie okłamywałaś. Idę spać.
Wstała i ruszyła nie patrząc na matkę w stronę schodów. Po paru stopniach się jednak raptownie zatrzymała.
-        Czy mogłam się zaczarować gdy skakałam w dal?  To ostatnio było moim wielkim wydarzeniem, którego się bardzo bałam. Ale też bardzo chciałam pokonać lęk.
-        Całkiem możliwe, że to właśnie to cię odblokowało. Śpij dobrze. Jutro ciężki dzień.

***
Opowiedziała przyjaciołom całą historię od A do Z. I podzieliła się swoimi obawami i rozterkami. Liczyła, że dobrze jej doradzą, chociaż nigdy ich o to nie prosiła bo potrafiła rozwiązać takie rzeczy sama. Teraz jednak było inaczej. Matka tyle lat okłamywała córkę. Uwięziła jej moc z zazdrości. To nie była zwykła sprawa.
-        I nie wiem jaki napisać raport w tej sprawie. Nie chcę donosić na Marion. Znałam ją. Ale z drugiej strony… - Hermiona dokończyła opowieść, ale wszedł jej w słowo Harry.
-        Popełniła wykroczenie? Nie powinna czynić wbrew czemuś. To naturalne być czarodziejem. Tak samo jak naturalne jest bycie człowiekiem. To tak jakby kogoś zamienić w sowę. Zwierzęca klatka.
-        Dokładnie to miałam na myśli.
-        To może porozmawiaj z szefową nieoficjalnie jak na razie. – Ginny liczyła, że to coś da.
-        Nie Ginny, nie znasz jej szefowej. Typowa służbistka. W dokumentach musi być wszystko na tip top. – Ronald chociaż raz tego wieczoru odezwał się mądrze.
-        Ale popatrzmy. Jej brat ją gnębił. To odcisnęło się na jej psychice tak, że nie umie już używać magii. Jej córka zaczęła ją odkrywać, a ona nie mogła nic. Dodatkowo ona miała się wychowywać w „takiej” rodzinie? Podobno tylko ona i jej ojciec byli normalni. Jeżeli wiecie o czym mówię.
-        Czyli mam napisać, że to pomyłka. Nikt nie uwierzy…
-        Poczekaj jeszcze trochę. Jutro sobota. Masz wolny weekend. Posiedź i przemyśl to na spokojnie. Na pewno jakoś to rozwiążesz. W końcu jesteś Hermioną. Dziewczyną która wie praktycznie wszystko. Ale uważam koniec końców, że powinnaś napisać w raporcie jak to było z Mary. Brown to zrozumie, pamięta tamte czasy tak samo dobrze jak my.
Harry pokrzepił Hermionę, zawsze tak było. Nie pomogli jej za wiele, ale potrzymali na duchu. Jak zawsze zresztą.
***
Mężczyzna siedział za wielkim dębowym biurkiem w ciemnym gabinecie. Przez okno przebijał się blask księżyca. Oświetlał papier, który czytał. A raczej próbował czytać. Jego myśli błądziły wokół jednej dziewczyny. A raczej kobiety. Kto wie, co by było gdyby. Wyciągnął jej zdjęcie i spojrzał. Już nawet nie pamiętał jak je zdobył. Stała i rozmawiała z koleżankami. Taką ją zapamiętał. Ale nie ma co gdybać. Nigdy nic nie było. Nie miało prawa być.
-        Kochanie? Co robisz? Chodź, jest późno…
Szybko schował zdjęcie pod stertą kopert i spojrzał w stronę uchylonych drzwi. Uśmiechnął się. Tam stała kobieta jego życia. O tak stary, zrobiłeś się zbyt sentymentalny. Niedobrze z tobą. Schował fotografię razem ze stertą papierów głęboko do szuflady, nie chciał żeby to znalazła. Sam nie wiedział po co szperał na strychu.
-        Już nic. Musiałem coś sprawdzić.
Wstał, pocałował żonę i ciągnięty przez nią za rękę wyszedł z gabinetu.

***

-        Lily, ale dlaczego?
-        Bo nie. Obiecałam!
-        Proszę cię, jesteś dobra z tego przedmiotu. Uwielbiasz wróżbiarstwo. Nikt się nie dowie… Słowo!
-        Jamesowi to się nie spodoba, przecież wiesz.
-        Proszę…. Proszę. Przecież chcesz wiedzieć czy coś się święci, prawda?
-        No chcę, ale… Doooobra. Tylko nikomu ani słowa, bo cię potraktuję upiorogackiem.
Usiadły na podłodze i po paru minutkach można było odczytać werdykt:
-        Trójkąt! – krzyknęła Lily po dokładnej analizie.
-        Na gacie Merlina, mów po ludzku… - Rose zmarszczyła brwi w typowy dla matki sposób.
-        Coś nieoczekiwanego. – zawyrokowała dziewczynka patrząc na kuzynkę
-        I to wszystko? Na pewno dobrze sprawdziłaś?
-        Nie musiałam sprawdzać, ja to wiem. Jak nie wierzysz sprawdź w podręczniku.
-        Co Rose ma sprawdzić? – odezwał się zaciekawiony James zza ich pleców.
Odpowiedział mu tylko brzdęk tłuczonej o posadzkę porcelany.

niedziela, 18 sierpnia 2013

V rozdział


-        Króli…
Alicja rzuciła matce ostrzegawcze spojrzenie, rzucając torbę i podchodząc do nich.
-        Alicja Brylska. – dziewczyna z uśmiechem i dosyć zauważalną wyższością w głosie się przedstawiła. – Kim jesteś?
-        Hermiona Weasley. Jestem koleżanką twojej mamy ze szkoły. Wpadłam się przywitać i odnowić stare kontakty. Pójdę już. Będziemy w kontakcie.
-        Oczywiście. – mama Ali podała Mionie rękę na pożegnanie
Wyszła pospiesznie zamykając za sobą drzwi. Rozejrzała się i z cichym pyknięciem aportowała do Ministerstwa, aby przekazać szefowej jak naprawdę wygląda ta cała sytuacja.
-        Mamo? Mogłabyś mi wyjaśnić? – Ala była zaskoczona dziwnymi odwiedzinami. Czuła, że to był ktoś specyficzny, więc ponowiła pytanie – Mogłabyś?
Mary stała teraz przed wyborem. Albo powie córce prawdę i cały jej plan spali na panewce albo będzie dalej brnęła w te kłamstwa. Nieee, nie może jej powiedzieć. Ona ją znienawidzi. Spojrzała w jej oczy, które utkwione były w niemym pytaniu. Musiała podjąć decyzję, zamknęła oczy i wsłuchała się w bicie swego serca, uspokoiła oddech. Po chwili wiedziała już dobrze, co musi zrobić. Podjęła decyzję.
-        Kochanie… Króliczku..
-        Mówiłam ci milion razy – Ala usiadła z oburzeniem rozwalając się na fotelu.
-        Dobrze już dobrze. Usiądź normalnie. Musimy porozmawiać. I to będzie dłuższa rozmowa.
-        No dobrze… Zamieniam się w słuch.

***
Aportował się z trzaskiem w dobrze znanym sobie miejscu. Spojrzał na posąg, na kobietę która na nim była. Trzymała śmiejące się dziecko, które patrzyło na rozczochranego mężczyznę w okularach. Rodzina Potterów. Rodzina Harrego. Rodzina Lily. Jego… Lily. Wiedział, że gdyby nie jego błędy, gdyby nie to, że zniszczył wszystko wielce prawdopodobnym by było, że James nie zostałby jej mężem. Nigdy sobie tego nie wybaczył. I nie wybaczy. Tego, że zginęła.. zginęli. I Harry został sam. Nie cierpiał Tego Pottera. Był zazdrosny. Wręcz się nienawidzili. Ale Lily… Słodka Lily. Kocha ją. Nawet teraz w tej sekundzie. I chyba nigdy nie przestanie.
Ruszył w stronę cmentarza. Jak co tydzień, od lat. Szedł mechanicznie, dobrze znał drogę. W końcu ujrzał to czego szukał. Ich… Jej grób. Usiadł na ławeczce, którą zrobił zapewne Harry i się zamyślił. Wspominał czasy młodości, kiedy Lily się z nim jeszcze przyjaźniła. Po chwili wyczarował jedną, złoto-szkarłatną różę, którą położył na miejsce starej, która nie była w ogóle zwiędnięta ani zniszczona. Ale wolał dać jej nową. Posiedział, „porozmawiał” z nią. Opowiedział co zdecydował  i dlaczego. Tylko jej mógł się zawsze zwierzyć. Ona wiedziała o nim wszystko.  Zamyślony nie zauważył postaci, która szybko wycofała się w cień drzew nie chcąc mu przeszkadzać.

***
Weszła do swojego gabinetu i usiadła. Nie wiedziała co sądzić. Własna matka uwięziła moc córki tylko dlatego, że sama ją utraciła? Z zazdrości?! To było dziwne, nie potrafiła tego pojąć. Z jednej strony ją rozumiała, ale z drugiej… Musiała napisać raport. Wiedziała jednak, że jej matkę czeka dochodzenie. Możliwe, że proces. Nie chciała tego. Znała ją z widzenia. Była inteligentna. Nie interesowała się tym czym interesował się jej braciszek. Musiała porozmawiać z kimś o tym. Ale nie z szefową. Ta, kazała by zaraz ją przesłuchać. Zebrała dokumenty i ruszyła w stronę wyjścia. Musi zrobić sobie małe wagary. Po drodze stwierdziła, że wejdzie do Harry`ego i Rona, jeśli nie są tam gdzie mieli być na prośbę McGonagall, czyli w terenie. Była tak zaabsorbowana, że nie zauważyła Dracona Malfoy`a, który taszczył sterty dokumentów. ŁUP!
-        Granger, czy wszędzie gdzie się pojawiasz musisz doprowadzać do katastrofy?
-        Wiesz dobrze jak się nazywam Malfoy. I nie doprowadzam do katastrofy. To ty nią jesteś, fretko. Jedną, wielką katastrofą.
Dracon nie zdążył się jej odgryźć, bo jednym ruchem różdżki posprzątała i wcisnęła mu do ręki papiery, po czym z wdziękiem zniknęła za zakrętem.
-        Harry! – krzyknęła w stronę przyjaciela stojącego przed gabinetem i rozmawiającego z jakimś czarodziejem. Pokazał jej ręką, żeby pozwoliła im skończyć i po chwili do niej podszedł.
-        Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
-        Wpadłam na…
-        Malfoy`a – rozległ się głos Ronalda zza jej pleców – Wiemy, Hermiono. Całe biuro was słyszało.
Dziewczyna się zaczerwieniła, bo poczuła że przesadziła tak wybuchając.
-        O co tym razem? – Harry był wyraźnie rozbawiony.
-        Nieważne – Hermiona machnęła ręką i dodała – Przyszłam w sumie powiedzieć, że wracam wcześniej do domu i zapraszam was na kolację.
-        Mnie też? – spytał Ronald udając zdziwienie.
-        Bardzo śmieszne Ronald. – odparła Hermiona.
-        Wpadniemy, wpadniemy. Ale teraz musimy iść, trochę pracy zostało.
-        O 20?
-        Do zobaczenia o 20.
-        Tak tak kochanie, będę na pewno,  skoro zapraszasz… - Ronald powiedział wchodząc za Harrym do gabinetu.
Zdążyła popukać się w głowę zanim zniknęli za drzwiami. Ronald czasami dawał jej w kość, ale kochała go. Bo nie kocha się za coś. Kocha się tak po prostu. Nawet jak nie jest czasami idealnie.

***
Atmosfera w mieszkaniu była gęsta, praktycznie nie do wytrzymania. Siedziały i wpatrywały się w siebie.
-        Powiesz mi w końcu! – Alicja wybuchnęła, nie potrafiła inaczej. Matka coś przed nią ukrywała i była tego pewna.
-        Kochanie…
-        Mamo, to nie jest trudne. Otwierasz usta i mówisz. Patrz jak ja to robię. – ironizowała
-        Zamknij się smarkulo, jak się odzywasz do matki?!
Ala była w szoku, pierwszy raz mama użyła wobec niej tak ostrych słów.
-        Mamo… Jestem chora? A może ty jesteś? To coś poważnego?
-        Co… Chora? Nie, nie… To znaczy… Dobra. Raz kozie śmierć. Jesteśmyczarownicamicóreczko!
-        Zaraz co? Jakiś nowy język? Powiedz normalnie.
-        To dla mnie trudne. Jesteśmy czarownicami. Ja jestem czarownicą. I ty… ty też.
Dziewczyna siedziała zaskoczona, po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem i śmiała się dobre dziesięć minut. Ona czarownicą? Taką z różdżką i miotłą? Dobry żart.
-        Aluś, posłuchaj. Opowiem ci od początku.
I opowiedziała jej to, co parę minut usłyszała od niej Hermiona. Dodała również parę innych informacji. Np. o szkole, ministerstwie. Oraz otwarcie przyznała, że to jej wina. Że to ona zablokowała jej czary. Oczywiście tak jak się spodziewała, córka przyjęła to z ogromnymi nerwami. Wstała i maszerowała po pokoju mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Po chwili jednak przystanęła i spojrzała na matkę:
-        Czyli ta babka, która tutaj przyszła była… tym kim my jesteśmy?
-        Tak, przyszła bo użyłaś czarów, nie wiedząc o tym.
-        Nadal nie dowierzam…
-        Jak chcesz mogę cię jutro zabrać do niej, do Ministerstwa i wszystko sobie wyjaśnimy. Co ty na to?
-    Jak ty chcesz się tam dostać skoro nie umiesz czarować?
-        Jakoś damy sobie radę. – powiedziała i uśmiechnęła się do córki.
-        Polecimy czarodziejskim dywanem? – ironicznie spytała dziewczyna
-        Nie. Użyjemy kominka.
-        Co?
-        Kochanie, chodź musimy coś znieść ze strychu.

niedziela, 11 sierpnia 2013

IV rozdział


Rozmawiali długo, zarówno na temat zaistniałej sytuacji jak i wspomnień, przekazanych przez niego Wybrańcowi wtedy we Wrzeszczącej Chacie. Nie pogodzili się. Ich stosunki nie uległy całkowitej zmianie. Byli dla siebie uprzejmi jako dorośli i dojrzali mężczyźni. Stosunki tej dwójki przez te wszystkie lata były bardzo napięte i trudne. Powiedzieli sobie wiele niemiłych słów. Nie można tego naprawić ot tak w pięć minut. Na to jak każdy wie potrzeba czasu. Jednakże można zauważyć ,że Harry postarał się, aby go oczyścić z zarzutów. To on opowiedział jaki był naprawdę wiele osób mu uwierzyło, wiele osób starało się to uczynić, ale stare urazy były. Nie można się domyśleć co czuje naprawdę Snape. To zawsze było w kwestii domysłów jego otoczenia. Severus pokrótce opowiedział co się działo po „śmierci”, ale nie chciał wyznać co robił przez ten czas. Stwierdził tylko krótko, że się uczył. A wrócił, bo namówił go do tego obraz Dumbledore`a, który miał ze sobą. Koniec końców z nastaniem świtu wszyscy wrócili do swych starych jak i zupełnie nowych obowiązków.

***
-        Rose! Rosie! – chłopak biegł przez błonie w stronę jeziora.
Dziewczyna podniosła głowę z nad podręcznika do transmutacji i uśmiechnęła się do nastolatka.
-        Miałeś się uczyć z Charlesem…
-        Tak ,ale muszę ci coś powiedzieć. – powiedział szczerząc śnieżnobiałe zęby.
-        No słucham cię. – dziewczyna nieudolnie udała obojętność.
-        A umówisz się ze mną?
-        Zastanowię się. Niedługo egzaminy… - nie dawała za wygraną Rose.
-        Nie zapominaj, że nie będziemy się widzieć przez całe lato! To jak? – chłopak udał załamanie wyciągając chusteczkę i teatralnie wydmuchując nos.
-        Dlaczego zawsze ja? – dziewczyna odparła z uśmiechem kręcąc jednocześnie głową.
Chłopak wyraźnie się ucieszył, ale zaraz przybrał rzeczowy wyraz twarzy.
-        Twoi starzy byli w Hogwarcie.
-        Jesteś pewny?  - dziewczyna prawie zerwała się na równe nogi.
-        Tak mijałem wczoraj twojego ojca. A teraz wychodzili wszyscy. Byli u McGonagall.
-        Mam nadzieję , że się nic nie stało… - powiedziała patrząc z niepokojem na chłopaka.
-        Spokojnie. Przecież byś wiedziała pierwsza gdyby to było coś istotnego… - odparł uspokajającym tonem, pełnym ciepła.
Dziewczyna przesunęła się i zaprosiła go gestem do siebie. Ten przyjął to z ochotą i położył się z głową na jej kolanach i trwali tak jak para zakochanych, którą zdecydowanie byli. Przynajmniej według jego fanek, które przyglądały się temu z zazdrością i zgrzytaniem zębów. Faktycznie był przystojny. Wysoki, szczupły. Nie przesadnie i wręcz chorobliwie chudy. Po prostu szczupły. Z wiecznie zmierzwionymi włosami. I do tego świetny gracz w quidditcha. Ideał? Możliwe. Ale to tylko facet. A w rzece pełno ryb. I to nie byle jakich.

***
Dni mijały, coraz cieplejsza pogoda przypominała tylko o zbliżającym się lecie i końcu roku szkolnego. Coraz bliżej było również do sprawdzianu zaliczeniowego do którego miała przystąpić w drodze wyjątku( a raczej błagań matki) Alicja. Codziennie po zajęciach biegła (niechętnie, ale co zrobić) do swojego korepetytora, który był siwiejącym i przygarbionym staruszkiem nie lubiącym przeciągu. Dlatego miał zamknięte okna. Zawsze. Nawet jak późnowiosenna temperatura wynosiła 20 stopni.  Tego dnia było tak samo. Zadzwoniła dzwonkiem i poczekała ,aż jego równie wiekowa żona raczy jej otworzyć. Gdy weszła i usiadła, pierwsze co zrobiła to ściągnęła szmaragdowy sweterek i została w samej bluzce na ramiączkach, następnie wyciągnęła potrzebne rzeczy i zabrali się do pracy. Była zadowolona, mimo niedogodności. Dziadek, bo tak go nazywała dobrze tłumaczył zawiłości algebry i geometrii. Dlatego wszystko pojmowała w lot. I przestawała się bać egzaminu. Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Dziewczyna szybko się pożegnała i wyszła na świeże powietrze. Gdy schodziła po schodach musiała przysiąść, bo zakręciło jej się w głowie. To pewnie przez różnicę temperatur pomyślała siedząc na zimnych schodach.


***

Właśnie podpisywała kolejny, jak zawsze dokładnie wypełniony dokument, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-        Proszę!
-        Witaj, Hermiono. Przeszkadzam? Zajmę Ci parę minut. Jest sprawa dla ciebie…
-        Ale ja już dawno nie chodzę na akcje, nie ma kto iść?
-        To jest szczególna i tajemnicza sprawa, coś w sam raz dla ciebie…
-        No nie wiem, Ann. Mam pełno roboty, sama widzisz.
-        Proszę cię. To naprawdę ważne.
-        No dobrze, o co chodzi? – spytała Hermiona wyciągając rękę po teczkę z dokumentacją.
Ann podała jej teczkę i usiadła.
-        Użycie czarów w obecności mugoli. Tylko jest jeden problem. Osoba która ich użyła nie jest czarodziejem.
-        Jak to?
-        Spójrz sama.
Miona otworzyła teczkę i zaczęła czytać. Po chwili zastanowienia stwierdziła:
-        Faktycznie, sprawa jest interesująca. Biorę to.
-        Tak się cieszę Hermiono – Ann była wyraźnie uradowana i mrugając do niej dodała – Jesteś pomocna jak zawsze. Już wiem kto mnie zastąpi jak odejdę na emeryturę.
Dziewczyna się ucieszyła, ale tylko kiwnęła głową dając do zrozumienia szefowej, że rozumie. Gdy ta wyszła, pani Weasley odłożyła to czym zajmowała się przed wejściem pani Brown i całkowicie poświęciła się tej dziwnej sprawie.

***
Właśnie prasowała, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-  Witam. Moje nazwisko Weasley, Hermiona Weasley. Jestem zastępcą szefa Departamentu Przestrzegania Prawa, czy mogę wejść?
-   Proszę… - kobieta nie ukrywała przerażenia. Czarodzieje? W jej domu? Przecież to niemożliwe.
Miona weszła do salonu i usiadła na jednym ze skórzanych foteli. Dokładnie, ale i dyskretnie rozejrzała się po wnętrzu. Było zwyczajne i mugolskie. Wyciągnęła dokumenty i spojrzała na kobietę
-   Mogę wiedzieć jaki jest cel pani wizyty? –spytała właścicielka bardzo oficjalnym tonem i bez proponowania herbaty usiadła naprzeciwko wpatrując się w nią.
-    Nasz Departament został poinformowany o użyciu czarów w obecności mugoli.
-    No i?
-    Nie uczyniła tego pani, ale pani córka Alicja która w świetle posiadanych przez wszystkie instancje dokumentów nie jest czarownicą.
-   I to jest prawda. Ona jest… normalna.
-   Ale pani jest czarownicą. Czystej krwi. A jej ojciec?
-  Jej ojciec nie żyje i nie był czarodziejem, jeśli o to pani chodzi.
-  Podsumujmy. Pani córka ma 15 lat, nie jest czarownicą ,a mimo to użyła czarów. Patrząc na to logicznie, tylko czarodzieje potrafią czarować, zgodzi się pani ze mną?
Kobieta pokiwała głową starając się opanować emocje i myśląc: Ona nie może się dowiedzieć! Hermiona natomiast zrobiła notatkę w notesie i ponownie się odezwała:
-        Szanowna Pani, ja nie jestem wrogiem… Chcę pani pomóc. – Hermiona uśmiechnęła się do kobiety, która nie reagowała tylko się w nią wpatrywała – Napiłabym się herbaty.
-        Aaa… Tak. – ocknęła się i ruszyła w stronę kuchni.
Po paru minutach stały przed nimi kubki pełne parującej herbaty.
-        Od dawna nie używa pani czarów?
-        Ja… Och… Od czasu gdy Rudolf… trafił do Azkabanu.
-        Marion… - Hermiona odłożyła teczkę i notes – Porozmawiajmy normalnie.
Kobieta dobrze znała Hermionę Granger. Ze szkoły, jednakże nie utrzymywały ze sobą bliższego kontaktu. Granger była w Gryffindorze, ona natomiast w Ravenclavie. To nie była jednakże jedyna przeszkoda. Jej brat… nazywał ją zawsze tak okropnie! Nienawidziła go za to. Jakby nie było innych określeń. Różniła się od niego, bardziej wdała się w ojca. Rudolf natomiast w matkę, kobietę pochodzącą ze starego rodu, który ponad wszystko ceniła status krwi. Dlatego wszyscy lądowali w Slytherinie. Dopiero ona, jako jedyna w rodzinie znalazła się w Ravenclavie czego jej matka nie zaakceptowała do śmierci otwarcie faworyzując jej brata. Nawet to, że wylądował w Azkabanie za służenie Czarnemu Panu, nie zmieniło jej postępowania. Tylko ojciec, mimo że czystej krwi miał inne poglądy, jednakże tylko jej mówił otwarcie co myślał i to w niej zakorzenił. Matka uważała go za słabego, nie dogadywali się, jednakże trwali przy sobie. Bo rozstania były w złym guście.
-        Przepraszam Hermiono, ale nie mogę. Po prostu nie mogę.
-        Twoja córka jest czarodziejką, prawda? – Hermiona zadała jej to pytanie chociaż wiedziała, jaka jest odpowiedź.
-        Jest. Ale zdecydowałam, że będziemy żyć normalnie. I zazdrościłam jej…
-        Rzuciłaś na nią zaklęcie? Magoblivio?
-        Tak, to znaczy… Nie. Ja przecież nie… Ojciec. Poprosiłam go o to i zrobił to, bo mnie kochał i wiedział, że wiem co robię. Zawsze wiedziałam. Pewnie się zastanawiasz dlaczego w szkole nic nie wiedzieli?
-        Silny Confundus?
-        Dokładnie. Działanie genialne w swojej prostocie. – parsknęła perlistym śmiechem.
-        Dobrze Marion. Ale co zamierzasz teraz? Ona zaczyna koniec końców wykazywać swe zdolności. Coś musiała się stać, że je wykazała. Nie sądzisz, że czas najwyższy aby poznała prawdę?
-        Jaką prawdę? – rozległ się zdziwiony, pełen wyższości głos zza ich pleców.

Obserwatorzy