poniedziałek, 22 lipca 2013

I rozdzial

-        Córeczko zjesz coś? – kobieta krzyknęła w stronę schodów do zbiegającej po nich córki
-        A jak myślisz? Jestem już i tak spóźniona!
-        Miłego dnia! Króliczku!
-        Mamo - dziewczyna się cofnęła – Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie wołała na mnie króliczku, nie mam 5 lat! Dla twojej informacji mam 10 lat więcej. Paaa!
-        Króliczku!!!!!!!! Kanapki!!!!!!
Dziewczyna pokręciła głową jednakże wzięła kanapki i spoglądają z przerażeniem na zegarek wybiegła z mieszkania głośno przy tym trzaskając drzwiami.
I tak wyglądał każdy dzień Alicji. Zwykłej 15-latki. A przynajmniej każdy poranek. Zawsze w biegu. Nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy ,która nieuchronnie wisiała w powietrzu chociaż ona jeszcze o tym nie wiedziała.
Gdy dotarła do szkoły oczywiście nasłuchała się od matematyczki i wyleciała za drzwi. To było do przewidzenia. Pani profesor nie znosi spóźnialstwa, jedzenia na lekcji i otrzymywania złych ocen z jej przedmiotu, który uważała za najważniejszy na świecie.
Alicja należała właśnie do jej ulubienic. Nie dość ,że się notorycznie spóźniała, przez co wylatywała za drzwi, to jeszcze otrzymywała praktycznie same jedynki. Noo raz na jakiś czas udało jej się dostać dwa. Ale to tylko wtedy gdy nie pokłóciła się z koleżanką z ławki i dała jej coś ściągnąć. Ale o tym cii…
Dziewczyna była tak przyzwyczajona do takich sytuacji, że nie wzruszał jej zupełnie zaciekawiony wzrok uczniów mijających klasę. Spojrzała z wyższością i wzruszyła ramionami siadając pod ścianą. Już miała wyciągnąć kanapki gdy drzwi klasy otworzyły się z hukiem.
-        Brylska! Co to ma być?! Znowu jedynka? Jak zamierzasz zdać do następnej klasy?– matematyczka wściekle podała jej sprawdzian i zamknęła z hukiem drzwi.
Nastolatka westchnęła. Znowu to samo. A obiecała matce, że tym razem się postara. Cóż mówi się trudno. Jakoś to jej wyjaśni, wytłumaczy. Na razie nie ma do tego głowy, bo jest straszliwie głodna. Westchnęła ponownie i zabrała się za jedzenie kanapek, modląc się aby pani profesor ponownie nie otworzyła drzwi.

W tym samym czasie Harry żegnał się pospiesznie z rodziną i udał do pracy. Gdy wyskoczył z kominka omal nie wpadł na Ronalda, który dosłownie tuż przed nim z niego wyskoczył.
-        Jak to przeżyłeś? – Ron zapytał po uściśnięciu ręki
-        Ale co?
-        Nooo… - Ron zniżył głos do teatralnego szeptu - Baby! Hermiona mówiła, że moja matka nawet wpadła.
-        Wiesz stary, lata praktyki. – Harry z trudem powstrzymał śmiech.
Reszta czasu minęła mu na słuchaniu marudzenia Rona na temat sterty papierów które musi wypełnić. I oczywiście zastanawianiu się dlaczego McGonagall wznawia Zakon. Nie spodziewali się ,że odpowiedź znajduje się bliżej niż przypuszczają.
Profesor McGonagall zawzięcie sprawdzała eseje z  transmutacji. Musiała czymś zająć myśli. Mimo swego sędziwego  wieku i podpierania się laską, była aktywnym nauczycielem jak i dyrektorem. Odmówiła sobie niestety z żalem opieki nad Gryfonami, na rzecz Neville`a Longbottoma. Który świetnie sprawdzał się zarówno jako nauczyciel jak i właśnie opiekun. Ceniła go, do tego stopnia iż  za jakiś planowała mianować go swoim zastępcą. Ale to musi jeszcze poczekać. Na razie mają inny problem.
-        Ekhm…
-        Albusie? Dowiedziałeś się czegoś od Severusa? – spytała nawet nie podnosząc głowy znad papierów.
-        Pani Dyrektor, jak zwykle przenikliwa. Skąd się domyśliłaś? – Albus uśmiechał się dobrotliwie.
-        Przecież Snape…
-        Severus… - wtrącił Dumbledore, ale zamilkł widząc spojrzenie McGonagall.
-        …Severus Snape był twoim najwierniejszym, ufałeś mu jak nikt z nas. Tylko ty znałeś całą prawdę. O nim. O Lily… I to on tylko dla ciebie służył Czarnemu Panu!
-        Zgadza się Minerwo, całkowicie się zgadzam! Ale przykro mi Severus nie umiał mi pomóc. A przynajmniej nie w tym momencie.
-        Mogłam się tego spodziewać. To musi być coś nowego i niespotykanego.
-        Niekoniecznie, ale poradzimy sobie. Kochana! I jak, znalazłaś kogoś na zastępstwo starego Slughorna?
-        Niestety nie… Dodatkowo Horacy właśnie mi przysłał sowę z informacją o odejściu na emeryturę. Muszę poszukać kogoś nowego. Może jakiś jego wybitny uczeń?
-        A ja wiem, a ja wiem! – Dumbledore z uśmiechem dziecka zaklaskał z wrażenia. – Znasz mnie. Mam rozwiązanie na każdą okazję. Twój nowy nauczyciel eliksirów powinien pojawić się u ciebie za jakąś godzinę.
-        Albusie, jesteś nieoceniony! – McGonagall odpowiedziała z uśmiechem i dodała patrząc na obraz i jego dobrotliwą twarz – Brakuje nam tu ciebie…
Staruszek tylko się uśmiechnął. Nie chciał przeszkadzać. Poza tym czekał ją szok. I nie tylko ją.

Dzień upływał szybko. Do czasu wf-u, drugiego ulubionego przedmiotu Ali. Była kompletnie nieskoordynowana. Wydawało się momentami, że nogi i ręce ze sobą nie współpracuję. Jakby były częściami innego ciała. Zawsze ostatnia, dzięki niej jej drużyna przegrywała. Oczywiście bolało to ją, ale była dumna i nie pokazywała swej słabości. Przecież nazywa się Brylska. Nie da sobie w kaszę dmuchać. Nie ona. Godzina lekcyjna upływała w żółwim tempie. Skok w dal. Żaden skok nie wyszedł jej poprawnie. Spalony. I kolejny. I następny. Ostatnia szansa. Tym razem na ocenę. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i ustabilizowała emocje. Musi dać radę. Chociaż ten jeden jedyny raz. Chociaż niech dzisiaj się jej to uda. Otworzyła oczy i ruszyła. Biegnie coraz szybciej. Czuje rytm swego serca. Odbija się i….

W tym momencie rozległo się pukanie do gabinetu dyrektora. Minerwa zebrała plik esejów, odłożyła teczki z innymi dokumentami. Całą sobą przygotowała się na poznanie niespodzianki Albusa Dumbledora.
-        Wejść! – powiedziała momentalnie się prostując i patrząc w stronę drzwi
Drzwi się otworzyły i przybyły wszedł łopocząc swą szatą. Dyrektorka otworzyła szeroko oczy i z jej ust wydobył się wrzask pełen zgrozy i przerażenia.
-        Szanowana pani dyrektor, spokojnie. Wszystko wyjaśnię. – przybysz odezwał się i zamknął za sobą drzwi dodając przy tym. – Mogę usiąść?

-        Siadaj…. Proszę. – McGonagall wychrypiała zrezygnowanym głosem jednocześnie spoglądając w ramy byłego dyrektora, które były puste. Gdyby nie żył, udusiłabym go pomyślała i ponownie spojrzała na przybysza.

Obserwatorzy