niedziela, 14 lipca 2013

PROLOG

-        Roooooooooon! – krzyk Hermiony rozdarł się po uśpionym jeszcze domu państwa Weasley.
-        Jeszcze 5 minut mamo….. – Ron starym zwyczajem przewrócił się na drugi bok mamrocząc pod nosem.
-        Ronaldzie Weasley! Wstawaj! Sprawa jest BARDZO poważna. JUŻ! – stanowczo ściągnęła kołdrę ze swego męża idealnie naśladując przy tym jego matkę, a swą teściową, Molly.
Ron chcąc nie chcąc usiadł na łóżku i jednocześnie ziewając spytał:
-        O co chodzi Herrrrrmioooooono?
-        McGonagall przysłała sowę… - Hermiona zaczęła.
-        Coś z dziećmi? Co znowu nabroili? – Ron zerwał się momentalnie z łóżka.
-        Z dziećmi wszystko w porządku. Mamy gorszy problem. Zebranie Zakonu Feniksa. Dziś wieczorem. – Hermiona podała mężowi kopertę

Tymczasem u państwa Potter, Harry w spokoju czytał gazetę, od czasu do czasu zerkając na krzątającą się Ginny. Zerknąwszy na zegarek złożył gazetę i już miał się napić kawy gdy się zakrztusił.
-        Ughgh…  Ginny, powiedz ,że mam zwidy.  Ja wiem, że nasze dzieci są hmmm… specyficzne, ale przecież wczoraj zostaliśmy poinformowani, że cała trójka szwendała się po korytarzach. Niemożliwe, żeby tak szybko coś zmalowali…
Ginny westchnęła i odwiązała sowie list i spojrzała na pieczęć.
-        Harry, to od McGonagall…
-        Daj mi to. – Harry wziął od niej list i zaczął czytać. Jednakże z każdą sekundą jego mina stawała się coraz bardziej….
-        Co znowu nabroili? Tyle razy ich prosiłam! Podprowadzili Nevillowi mandragory? Podpadli staremu Filchowi? – Ginny załamywała ręce.
-        To nie chodzi o dzieci. McGonagall urządza zebranie Zakonu
„…wyniknęły pewne okoliczności, które trzeba omówić…” – Harry zacytował fragment. – Dzisiaj o 19 w  jej gabinecie.
Ginny stała i patrzyła jedynie pytająco na męża, gdy nagle z kominka wyskoczyła Hermiona.
-        Cześć, wybaczcie za najście, ale… O widzę, że już wiecie.
-        Właśnie sowa przyniosła list. Masz jakiś pomysł, o co może chodzić?
-        No właśnie liczyłam, że może was szerzej poinformowała? – Hermiona usiadła przy stole i spojrzała pytająco na przyjaciela.
Harry już miał coś powiedzieć, gdy usłyszeli na podwórzu dźwięk aportacji, a po chwili do kuchni wpadła siwiejąca burza rudych włosów Molly Weasley, a za nią wkroczył uśmiechnięty Artur.
-        Czy dostaliście sowę od McGonagall? – Molly rzeczowo zapytała jednocześnie przytulając córkę. – Pomyśleliśmy, że może wy wiecie coś więcej.
-        Niestety mamo, Hermiona i Ron dostali to samo – Ginny odsunęła się od matki. – Zrobię herbaty, a może kawy? Skoro się już spotkaliśmy…

McGonagall maszerowała zamaszyście mimo wieku i podpierania się laską po gabinecie mrucząc coś niezrozumiałego. Wszystkie obrazy dawnych dyrektorów albo były puste, albo spały bądź też udawały, że śpią. Jednakże ktoś nie spał, przyglądając się kobiecie niebieskimi oczami zza okularów połówek.
-        Minerwo, czy coś się stało? – łagodnie się odezwał
Do postaci nie dotarły całkowicie słowa, jednakże po chwili stanęła i zwróciła się do staruszka.
-        Albusie… Jaaa…. Mamy problem. Poważny.
Zaczęła opowiadać i znów maszerować po pokoju. W końcu usiadła i zapatrzyła się w przestrzeń. Dumbledore również milczał. Był szczerze zdumiony , jednakże parę sekund później uśmiechnął się dobrotliwie i zniknął. Minerwa spojrzała na puste ramy. Jakie to dla niego typowe – pomyślała i znów się zamyśliła.

Tymczasem gdzieś parę tysięcy kilometrów od nich pewna młoda dziewczyna właśnie wstawała. A przynajmniej budzik chciał ją do tego przekonać. Spała jednak twardo. Dopiero gdy zobaczyła że jest za piętnaście ósma wypadła z łóżka jak oparzona. Typowy dzień. Jak każdy poprzedni i każdy następny. Jednakże niedługo miała się przekonać, że coś się zmieniło na zawsze…



Obserwatorzy