Pani Weasley układała
talerze i krzyczała na męża aby przynosił przygotowane jedzenie. Nic wystawnego: dwa rodzaje sałatek, pieczywo czosnkowe i
zupa dyniowa. Teściowa podzieliła się z nią tajnikami kuchni Weasleyów ,aby
jego syn miał jak najlepiej. Lubiła zresztą swoją synową, bo widziała jaki jest
dzięki niej szczęśliwy.
-
Już są!
-
To otwórz!
-
A ty nie możesz?
-
Mogę, więc idę. – Ronald zażartował i
ruszył wpuścić siostrę z mężem.
Po chwili było słychać ożywioną Ginny, która z
przejęciem o czymś opowiadała Ronowi.
-
Witaj ponownie Harry, Ginny! Dawno się
nie widziałyśmy.
-
Taaak, faktycznie całe… 5 godzin 40
minut i 26…27 sekund. – Ginny wręcz z zegarkiem w ręku odpowiedziała
przyjaciółce. – Czytałaś te książki?
-
Cały czas czytam… Gdy nie mam akcji.
-
Byłaś na akcji? Przecież już od dawna na
żadnej nie byłaś.
-
Prawda. Ale dzisiejsza była wyjątkowa i
szczególna, dlatego pani Brown mnie o to poprosiła.
-
Dooobra ludzie. Jestem głodny, możemy
zjeść? – Ronald przerwał dodając do tego głośne burczenie brzucha.
-
Ronaldzie!
Hermiona była oburzona, ale reszta się roześmiała
więc koniec końców musiała do nich dołączyć. No tak – śmiech jest zaraźliwy.
-
No to siadajmy. – odezwał się w końcu
Harry przecierając jednocześnie okulary. – Hermiona opowie nam przy jedzeniu.
***
Minął
jakiś czas od rozpoczęcia akcji poszukiwań Dziedzica, ale niestety nadal byli w
martwym punkcie. Sowy od członków Zakonu co jakiś czas wlatywały przez okno nie
przynosząc oczekiwanych rezultatów. Dodatkowo odwiedził ją ostatnio Neville.
Martwił się o Rose. A raczej to ona się martwiła, ale nie miała odwagi przyjść
do niej, więc poszła do wujka. Liczyła, że się czegoś od niego dowie. Pytała czemu nie ma Hagrida w szkole i czemu
byli tutaj jej rodzice. Uspokoił ją, ale był pewien że maluchy zaczną węszyć. W
końcu mają to we krwi. McGonagall nie chciała tego, nie chciała mieszać dzieci
w tak ważne sprawy. Oczywiście wiedziała, że są jak swoi rodzice, ale pewne
sprawy powinny zostać tylko między członkami. To trudne i niebezpieczne.
Niedługo może być kolejna wojna. Kolejne morderstwa i zaginięcia. Dodatkowo
niepokoiła się o Neville`a. Od czasu tej sytuacji z Hanną i ich rozwodu, nie
był już tym samym roześmianym człowiekiem. Częściej siedział sam w swoich
komnatach i badał rośliny. Bała się. Bała się, że stanie się tak samo
zgorzkniały jak Snape, właśnie skoro o nim mowa. Obiecał jej, że nie będzie się
wychylał w świecie czarnej magii. Ale kto go wie? Z drugiej strony wiedziała,
że nie jest nieroztropny i nie zrobi nic pochopnie. Ujawni się całkowicie w
swoim czasie, a tak mógł być tajnym agentem i zdobywać informacje pod
przykrywką.
Wiedziała
też już, gdzie go znaleźć w razie nagłej sytuacji. Wymógł na niej jednak, aby
nie dzieliła się z resztą tą informacją. Wolał nie mieć nawiedzeń przerażonej i
zamartwionej Molly, ryczącej i wszystko wiedzącej Granger, tfu Weasley. Nie
wspominając o Potterze i Weasley`u. Wystarczyła mu wiedza o tym, że w przyszłym
roku na co dzień będzie się spotykał z ich klonami.
***
Siedziały
na dywanie w salonie i co chwilę chichotały. Szczególnie przy oglądaniu
ruchomych zdjęć z lat młodości jej matki. Matka opowiedziała jej o świecie
czarodziejów. Pokazała też czym jutro dostaną się do Londynu – proszek Fiuu.
Okazało się, że ich kominek jest połączony do sieci, więc problem zniknął.
Pojawił się inny problem. Matka nie mogła znaleźć kluczyka do skrytki bankowej
w Banku Grundgegota, nie… Gringotta! Musi się tyle nauczyć, a i tak nadal jej
nie wierzy. Różdżki, miotły, zaklęcia, magiczne księgi… Zawsze czytała o tym w
bajkach. A teraz ma to przeżyć. To jak sen. Ale nie chciała się z niego
obudzić. Czuła, że zaczyna się ogromna przygoda. Przygoda, która odmieni jej
całe życie.
-
Mamo, dlaczego ta Weasley się tutaj
właściwie pojawiła?
-
Bo musiałaś wyzwolić swoją moc w jakiś
sposób.
-
Yyy…
-
Wyobraź sobie butelkę z wodą. Robimy w
niej dziurkę. I jak przechylimy to ta woda zaczyna uciekać… Rozumiesz?
-
Mniej więcej. Ale nie przypominam sobie
żebym rzuciła jakimś zaklęciem.
-
Kochanie, to nie musiało być zaklęcie.
Mogłaś to zrobić zupełnie o tym nie wiedząc i nawet tego do końca nie czując.
Wydarzyło się ostatnio coś czego się bałaś albo bardzo ucieszyłaś?
-
Nie… Chyba nie. Myślisz, że bym to
poczuła? Jakie to uczucie?
-
Fala gorąca przepływająca przez całe
ciało, tak bym to opisała.
-
Nie mam zielonego pojęcia, ale kiedy to
było? W sensie kiedy miałam użyć magii?
-
Nie powiedziała mi, weszłaś i nam przerwałaś.
-
A więc to moja wina? Jak zwykle moja.
Oczywiście. Ale nie zapominaj, że to ty
mnie okłamywałaś. Idę spać.
Wstała
i ruszyła nie patrząc na matkę w stronę schodów. Po paru stopniach się jednak
raptownie zatrzymała.
-
Czy mogłam się zaczarować gdy skakałam w
dal? To ostatnio było moim wielkim
wydarzeniem, którego się bardzo bałam. Ale też bardzo chciałam pokonać lęk.
-
Całkiem możliwe, że to właśnie to cię
odblokowało. Śpij dobrze. Jutro ciężki dzień.
***
Opowiedziała
przyjaciołom całą historię od A do Z. I podzieliła się swoimi obawami i
rozterkami. Liczyła, że dobrze jej doradzą, chociaż nigdy ich o to nie prosiła
bo potrafiła rozwiązać takie rzeczy sama. Teraz jednak było inaczej. Matka tyle
lat okłamywała córkę. Uwięziła jej moc z zazdrości. To nie była zwykła sprawa.
-
I nie wiem jaki napisać raport w tej
sprawie. Nie chcę donosić na Marion. Znałam ją. Ale z drugiej strony… -
Hermiona dokończyła opowieść, ale wszedł jej w słowo Harry.
-
Popełniła wykroczenie? Nie powinna
czynić wbrew czemuś. To naturalne być czarodziejem. Tak samo jak naturalne jest
bycie człowiekiem. To tak jakby kogoś zamienić w sowę. Zwierzęca klatka.
-
Dokładnie to miałam na myśli.
-
To może porozmawiaj z szefową
nieoficjalnie jak na razie. – Ginny liczyła, że to coś da.
-
Nie Ginny, nie znasz jej szefowej.
Typowa służbistka. W dokumentach musi być wszystko na tip top. – Ronald chociaż
raz tego wieczoru odezwał się mądrze.
-
Ale popatrzmy. Jej brat ją gnębił. To
odcisnęło się na jej psychice tak, że nie umie już używać magii. Jej córka
zaczęła ją odkrywać, a ona nie mogła nic. Dodatkowo ona miała się wychowywać w
„takiej” rodzinie? Podobno tylko ona i jej ojciec byli normalni. Jeżeli wiecie
o czym mówię.
-
Czyli mam napisać, że to pomyłka. Nikt
nie uwierzy…
-
Poczekaj jeszcze trochę. Jutro sobota.
Masz wolny weekend. Posiedź i przemyśl to na spokojnie. Na pewno jakoś to
rozwiążesz. W końcu jesteś Hermioną. Dziewczyną która wie praktycznie wszystko.
Ale uważam koniec końców, że powinnaś napisać w raporcie jak to było z Mary.
Brown to zrozumie, pamięta tamte czasy tak samo dobrze jak my.
Harry pokrzepił Hermionę, zawsze tak było. Nie
pomogli jej za wiele, ale potrzymali na duchu. Jak zawsze zresztą.
***
Mężczyzna siedział za wielkim dębowym biurkiem w
ciemnym gabinecie. Przez okno przebijał się blask księżyca. Oświetlał papier,
który czytał. A raczej próbował czytać. Jego myśli błądziły wokół jednej
dziewczyny. A raczej kobiety. Kto wie, co by było gdyby. Wyciągnął jej zdjęcie
i spojrzał. Już nawet nie pamiętał jak je zdobył. Stała i rozmawiała z
koleżankami. Taką ją zapamiętał. Ale nie ma co gdybać. Nigdy nic nie było. Nie
miało prawa być.
-
Kochanie? Co robisz? Chodź, jest późno…
Szybko
schował zdjęcie pod stertą kopert i spojrzał w stronę uchylonych drzwi.
Uśmiechnął się. Tam stała kobieta jego życia. O tak stary, zrobiłeś się zbyt
sentymentalny. Niedobrze z tobą. Schował fotografię razem ze stertą papierów
głęboko do szuflady, nie chciał żeby to znalazła. Sam nie wiedział po co
szperał na strychu.
-
Już nic. Musiałem coś sprawdzić.
Wstał,
pocałował żonę i ciągnięty przez nią za rękę wyszedł z gabinetu.
***
-
Lily, ale dlaczego?
-
Bo nie. Obiecałam!
-
Proszę cię, jesteś dobra z tego
przedmiotu. Uwielbiasz wróżbiarstwo. Nikt się nie dowie… Słowo!
-
Jamesowi to się nie spodoba, przecież
wiesz.
-
Proszę…. Proszę. Przecież chcesz
wiedzieć czy coś się święci, prawda?
-
No chcę, ale… Doooobra. Tylko nikomu ani
słowa, bo cię potraktuję upiorogackiem.
Usiadły na podłodze i po paru minutkach można było
odczytać werdykt:
-
Trójkąt! – krzyknęła Lily po dokładnej
analizie.
-
Na gacie Merlina, mów po ludzku… - Rose
zmarszczyła brwi w typowy dla matki sposób.
-
Coś nieoczekiwanego. – zawyrokowała
dziewczynka patrząc na kuzynkę
-
I to wszystko? Na pewno dobrze sprawdziłaś?
-
Nie musiałam sprawdzać, ja to wiem. Jak
nie wierzysz sprawdź w podręczniku.
-
Co Rose ma sprawdzić? – odezwał się
zaciekawiony James zza ich pleców.
Odpowiedział mu tylko brzdęk tłuczonej o posadzkę
porcelany.