niedziela, 18 sierpnia 2013

V rozdział


-        Króli…
Alicja rzuciła matce ostrzegawcze spojrzenie, rzucając torbę i podchodząc do nich.
-        Alicja Brylska. – dziewczyna z uśmiechem i dosyć zauważalną wyższością w głosie się przedstawiła. – Kim jesteś?
-        Hermiona Weasley. Jestem koleżanką twojej mamy ze szkoły. Wpadłam się przywitać i odnowić stare kontakty. Pójdę już. Będziemy w kontakcie.
-        Oczywiście. – mama Ali podała Mionie rękę na pożegnanie
Wyszła pospiesznie zamykając za sobą drzwi. Rozejrzała się i z cichym pyknięciem aportowała do Ministerstwa, aby przekazać szefowej jak naprawdę wygląda ta cała sytuacja.
-        Mamo? Mogłabyś mi wyjaśnić? – Ala była zaskoczona dziwnymi odwiedzinami. Czuła, że to był ktoś specyficzny, więc ponowiła pytanie – Mogłabyś?
Mary stała teraz przed wyborem. Albo powie córce prawdę i cały jej plan spali na panewce albo będzie dalej brnęła w te kłamstwa. Nieee, nie może jej powiedzieć. Ona ją znienawidzi. Spojrzała w jej oczy, które utkwione były w niemym pytaniu. Musiała podjąć decyzję, zamknęła oczy i wsłuchała się w bicie swego serca, uspokoiła oddech. Po chwili wiedziała już dobrze, co musi zrobić. Podjęła decyzję.
-        Kochanie… Króliczku..
-        Mówiłam ci milion razy – Ala usiadła z oburzeniem rozwalając się na fotelu.
-        Dobrze już dobrze. Usiądź normalnie. Musimy porozmawiać. I to będzie dłuższa rozmowa.
-        No dobrze… Zamieniam się w słuch.

***
Aportował się z trzaskiem w dobrze znanym sobie miejscu. Spojrzał na posąg, na kobietę która na nim była. Trzymała śmiejące się dziecko, które patrzyło na rozczochranego mężczyznę w okularach. Rodzina Potterów. Rodzina Harrego. Rodzina Lily. Jego… Lily. Wiedział, że gdyby nie jego błędy, gdyby nie to, że zniszczył wszystko wielce prawdopodobnym by było, że James nie zostałby jej mężem. Nigdy sobie tego nie wybaczył. I nie wybaczy. Tego, że zginęła.. zginęli. I Harry został sam. Nie cierpiał Tego Pottera. Był zazdrosny. Wręcz się nienawidzili. Ale Lily… Słodka Lily. Kocha ją. Nawet teraz w tej sekundzie. I chyba nigdy nie przestanie.
Ruszył w stronę cmentarza. Jak co tydzień, od lat. Szedł mechanicznie, dobrze znał drogę. W końcu ujrzał to czego szukał. Ich… Jej grób. Usiadł na ławeczce, którą zrobił zapewne Harry i się zamyślił. Wspominał czasy młodości, kiedy Lily się z nim jeszcze przyjaźniła. Po chwili wyczarował jedną, złoto-szkarłatną różę, którą położył na miejsce starej, która nie była w ogóle zwiędnięta ani zniszczona. Ale wolał dać jej nową. Posiedział, „porozmawiał” z nią. Opowiedział co zdecydował  i dlaczego. Tylko jej mógł się zawsze zwierzyć. Ona wiedziała o nim wszystko.  Zamyślony nie zauważył postaci, która szybko wycofała się w cień drzew nie chcąc mu przeszkadzać.

***
Weszła do swojego gabinetu i usiadła. Nie wiedziała co sądzić. Własna matka uwięziła moc córki tylko dlatego, że sama ją utraciła? Z zazdrości?! To było dziwne, nie potrafiła tego pojąć. Z jednej strony ją rozumiała, ale z drugiej… Musiała napisać raport. Wiedziała jednak, że jej matkę czeka dochodzenie. Możliwe, że proces. Nie chciała tego. Znała ją z widzenia. Była inteligentna. Nie interesowała się tym czym interesował się jej braciszek. Musiała porozmawiać z kimś o tym. Ale nie z szefową. Ta, kazała by zaraz ją przesłuchać. Zebrała dokumenty i ruszyła w stronę wyjścia. Musi zrobić sobie małe wagary. Po drodze stwierdziła, że wejdzie do Harry`ego i Rona, jeśli nie są tam gdzie mieli być na prośbę McGonagall, czyli w terenie. Była tak zaabsorbowana, że nie zauważyła Dracona Malfoy`a, który taszczył sterty dokumentów. ŁUP!
-        Granger, czy wszędzie gdzie się pojawiasz musisz doprowadzać do katastrofy?
-        Wiesz dobrze jak się nazywam Malfoy. I nie doprowadzam do katastrofy. To ty nią jesteś, fretko. Jedną, wielką katastrofą.
Dracon nie zdążył się jej odgryźć, bo jednym ruchem różdżki posprzątała i wcisnęła mu do ręki papiery, po czym z wdziękiem zniknęła za zakrętem.
-        Harry! – krzyknęła w stronę przyjaciela stojącego przed gabinetem i rozmawiającego z jakimś czarodziejem. Pokazał jej ręką, żeby pozwoliła im skończyć i po chwili do niej podszedł.
-        Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
-        Wpadłam na…
-        Malfoy`a – rozległ się głos Ronalda zza jej pleców – Wiemy, Hermiono. Całe biuro was słyszało.
Dziewczyna się zaczerwieniła, bo poczuła że przesadziła tak wybuchając.
-        O co tym razem? – Harry był wyraźnie rozbawiony.
-        Nieważne – Hermiona machnęła ręką i dodała – Przyszłam w sumie powiedzieć, że wracam wcześniej do domu i zapraszam was na kolację.
-        Mnie też? – spytał Ronald udając zdziwienie.
-        Bardzo śmieszne Ronald. – odparła Hermiona.
-        Wpadniemy, wpadniemy. Ale teraz musimy iść, trochę pracy zostało.
-        O 20?
-        Do zobaczenia o 20.
-        Tak tak kochanie, będę na pewno,  skoro zapraszasz… - Ronald powiedział wchodząc za Harrym do gabinetu.
Zdążyła popukać się w głowę zanim zniknęli za drzwiami. Ronald czasami dawał jej w kość, ale kochała go. Bo nie kocha się za coś. Kocha się tak po prostu. Nawet jak nie jest czasami idealnie.

***
Atmosfera w mieszkaniu była gęsta, praktycznie nie do wytrzymania. Siedziały i wpatrywały się w siebie.
-        Powiesz mi w końcu! – Alicja wybuchnęła, nie potrafiła inaczej. Matka coś przed nią ukrywała i była tego pewna.
-        Kochanie…
-        Mamo, to nie jest trudne. Otwierasz usta i mówisz. Patrz jak ja to robię. – ironizowała
-        Zamknij się smarkulo, jak się odzywasz do matki?!
Ala była w szoku, pierwszy raz mama użyła wobec niej tak ostrych słów.
-        Mamo… Jestem chora? A może ty jesteś? To coś poważnego?
-        Co… Chora? Nie, nie… To znaczy… Dobra. Raz kozie śmierć. Jesteśmyczarownicamicóreczko!
-        Zaraz co? Jakiś nowy język? Powiedz normalnie.
-        To dla mnie trudne. Jesteśmy czarownicami. Ja jestem czarownicą. I ty… ty też.
Dziewczyna siedziała zaskoczona, po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem i śmiała się dobre dziesięć minut. Ona czarownicą? Taką z różdżką i miotłą? Dobry żart.
-        Aluś, posłuchaj. Opowiem ci od początku.
I opowiedziała jej to, co parę minut usłyszała od niej Hermiona. Dodała również parę innych informacji. Np. o szkole, ministerstwie. Oraz otwarcie przyznała, że to jej wina. Że to ona zablokowała jej czary. Oczywiście tak jak się spodziewała, córka przyjęła to z ogromnymi nerwami. Wstała i maszerowała po pokoju mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Po chwili jednak przystanęła i spojrzała na matkę:
-        Czyli ta babka, która tutaj przyszła była… tym kim my jesteśmy?
-        Tak, przyszła bo użyłaś czarów, nie wiedząc o tym.
-        Nadal nie dowierzam…
-        Jak chcesz mogę cię jutro zabrać do niej, do Ministerstwa i wszystko sobie wyjaśnimy. Co ty na to?
-    Jak ty chcesz się tam dostać skoro nie umiesz czarować?
-        Jakoś damy sobie radę. – powiedziała i uśmiechnęła się do córki.
-        Polecimy czarodziejskim dywanem? – ironicznie spytała dziewczyna
-        Nie. Użyjemy kominka.
-        Co?
-        Kochanie, chodź musimy coś znieść ze strychu.

Obserwatorzy