Czerwcowe dni mijały
szybko. Było coraz cieplej i goręcej. Jednak tym razem nie było to związane z
porą roku. Zbliżały się ważne wydarzenia, które w duszach i sercach
zainteresowanych wprowadzały panikę i strach. Aż nadszedł dzień, w którym
zatrzymała się Ziemia. Dzień, który miał być dniem sądu. Zarówno dosłownie jak
i w przenośni. Tego bowiem dnia, zarówno Alicja jak i jej matka miały się
dowiedzieć jaka czeka je przyszłość.
Pani Brylska nie mogła
tej nocy zasnąć, co w tej sytuacji jest zrozumiałe. To dzisiaj miało się odbyć
ostateczne przesłuchanie i dzisiaj miał zapaść wyrok. Siedziała w kuchni i
popijała kawę. Kolejną tej nocy. W tym samym czasie na pięterku, jej latorośl
przewracała się z boku na bok. Miała koszmar. Kolejny tej nocy. A może ten sam…
Sama już nie wiedziała. Obudziła się z przeraźliwym wrzaskiem. Usiadła na łóżku
i przetarła spoconą twarz. Usłyszała też, krzyk matki z dołu. Spojrzała na
zegarek: 5.30. No ładnie.
-
Nic mi nie jest mamo! – odkrzyknęła
zwlekając się z łóżka.
Wstała, ubrała się w ciemne dżinsy, białą bluzkę i
marynarkę w czarno-białe pasy. Już i tak by nie zasnęła. Zeszła na dół, nalała
sobie kawy do kubka i usiadła koło matki łapiąc ją za dłoń.
-
Już wstałaś? Jest dopiero 6 rano…
-
Mamo, nie martw się będzie dobrze. Jakoś
damy sobie radę…
-
Właśnie, jakoś… - powiedziała matka i
dodała – Czemu krzyczałaś? Śniło ci się coś?
-
Tak, koszmar… Śniło mi się, że biegnę
przez las, dookoła mgła. Odczuwałam przeraźliwe zimno i oddech. Czyjś oddech.
Po jakimś czasie przewróciłam się i wiedziałam. Czułam, że to koniec.
-
Ojjj, kochanie… Czasami tak jest. A
takie bieganie może oznaczać ucieczkę przed problemami. Sama wiesz, że trochę
ich mamy…
-
No tak, Hermiona się odzywała? - zmieniła temat córka
-
Nie, ale wczoraj jak rozmawiałyśmy przez
telefon, to powiedziała , że będzie tam ze mną. A przynajmniej się postara.
-
A ja…
-
Ty masz egzamin, matematyka jest
najważniejsza. Hermiona nie byłaby zadowolona.
-
Ale nie pozwoliłaś mi dokończyć…
Chodziło mi o to, że jak napiszę sprawdzian to dostanę się do Ministerstwa.
Rodzina musi się trzymać razem, przecież…
-
Będę musiała chyba za ciebie kciuki
trzymać…
-
Wiesz, co… Wredna jesteś – powiedziała
nastolatka i wytknęła do matki język.
Po chwili śmiały się i razem przygotowywały
śniadanie, tak jak gdyby nic się miało wydarzyć.
Mniej więcej w tym samym czasie, a może nawet
chwileczkę później Hermiona stała i rozmawiała z Harrym na korytarzu przed jego
biurem. Nie potrafiła wysiedzieć w domu. Denerwowała się jakby to był jakiś
egzamin, albo jakby miała sama stanąć przed sądem.
-
Nie martw się Hermiono, wszystko będzie
dobrze… - pocieszał ją przyjaciel, wiedząc jednak, że za bardzo jej nie pomoże.
-
Harry, ja się nie martwię. Ja jestem
zdenerwowana.
-
Pamiętaj, że to nie ty tam staniesz…
-
No tak, ale sam wiesz… Zaprzyjaźniłyśmy
się. Polubiłyśmy.
-
Wiem to bardzo dobrze Hermiono, ale nie
zapominaj kim ona jest, a raczej z jakiej rodziny pochodzi…
-
Ale stare czasy minęły… Nie ma zła itd.
-
A McGonagall, a Potomek? – zniżył ton
głosu praktycznie do szeptu
Kobieta westchnęła. Musiała mu przyznać rację.
Dodatkowo zawaliła pracę związaną z Zakonem. Praktycznie robili wszystko za
nią.
-
Hermiono!!! – rozległ się krzyk na
korytarzu
-
Ron, co się stało? – spytał Potter
-
Usłyszałem w windzie, że Marion stanie
przed całym Wizengamotem. Nawet Kingsley tam będzie…
-
Znoooowu? – spojrzał na niego chmurnie
Harry
-
Ale Harremu się wtedy udało, więc Marion
też się musi udać! – Hermiona się zmobilizowała tą informacją. – Muszę lecieć,
cześć!
Chłopcy patrzyli z jakim wdziękiem kieruje się w
stronę korytarza, jednocześnie wymijając zdziwionego Malfoy`a. Odczekali, aż
zniknie za rogiem i spojrzeli na siebie znacząco.
-
Wiesz, co to oznacza Harry?
-
Wiem. Chociaż wolałbym nie.
***
Czas oczekiwania mijał
niczym rozciągnięty z gumy. Dłużył się i męczył Alę, która chodziła po
korytarzu nie potrafiąc sobie znaleźć miejsca. W głowie kłębiły jej się wzory
matematyczne i mama. Wiedziała, że musi się postarać. Musi. Nie ma innej opcji.
Już wybiła dziesiąta i zarówno ona jak i matka wchodziły na salę. Ala nie
wiedziała jednak jak poważnie będzie wyglądać ten proces. Dostała arkusz i już
wiedziała. Nie będzie prosto. Ale przecież nikt nie mówił, że życie jest
proste.
-
Oskarżam Marion Jean Brylską, o to iż z
premedytacją, doskonale wiedząc o skutkach swego działania uwięziła moc swej
córki oraz oszukała instytucje Czarodziejskiego świata… - czytał akt oskarżenia
siwowłosy czarodziej ubrany w czarną szatę.
-
Oskarżona proszę wstać. Czy przyznaje
się pani do zarzucanego jej przestępstwa?
-
…Tak, przyznaję się do zarzucanego mi
czynu, jednakże nie zrobiłam tego w złej wierze… Kocham swoją córkę i zawsze
chciałam dla niej jak najlepiej – powiedziała pewnym głosem patrząc w twarz
szefowej Hermiony, bo to ona prowadziła posiedzenie sądu.
-
Oskarżona może usiąść. Proszę powiedzieć,
czym się Pani kierowała popełniając ten czyn…
Odpowiadała na pytania, starając się mówić rzeczowo.
Jednakże po jakimś czasie nerwy jej tak wysiadły iż nawet pełne pocieszenia i
otuchy spojrzenia Hermiony nie za wiele jej pomagały. Przesłuchano Hermionę,
która składała raport w tej sprawie. Teraz pozostało tylko jedno. Wyrok. Sąd
ogłosił 15 minut przerwy. To po tym czasie wszystko miało się wyjaśnić.
Alicja wyszła
pospiesznie z sali matematycznej. Rozwiązała wszystkie zadania. W jednym jest
pewna, że popełniła błąd na sto procent trzech nie jest pewna. Żeby zdać musi
mieć dziesięć na piętnaście dobrze. Teraz musi tylko poczekać, aż matematyczka
je sprawdzi. Usiadła pod ścianą i zamknęła oczy. Myślami była przy matce.
Trzymała za nią kciuki. Musiała się mocno zamyślić, ponieważ z otępienia wyrwało ją lekkie
szarpnięcie za ramię. Spojrzała w górę. To była nauczycielka. Zaprosiła
dziewczynę do sali i wskazała na najbliższe krzesło. Gdy obie usiadły spojrzała
na nią i powiedziała:
-
Alicjo, zawsze byłaś leniem… Jednakże
teraz przeszłaś samą siebie. Jak można zrobić tak podstawowy błąd?! Przecież są to podstawy podstaw. Jak mogłaś... To jest, to jest karygodne! On zaważył
na twojej ocenie i zmuszona jestem dać ci tylko 3+...
-
ILE???????!!!!!!
-
3+, na więcej nie zasługujesz…
-
Dziękuuuuję! To wystarczająca… Nawet w
najśmielszych snach… Muszę iść, do widzenia! – wykrzyknęła i wybiegła
zostawiając w osłupieniu nauczycielkę.
Chciała jak najszybciej dostać się do Ministerstwa.
Obiecała matce, że będzie tam z nią. I dotrzyma słowa. Pospiesznie udała się do
najbliższego kominka podłączonego do sieci Fiuu i ruszyła. Po chwili znalazła
się w Atrium. Przelotem spojrzała na Fontannę i weszła do windy, klikając
jednocześnie na odpowiedni przycisk. Zjeżdżając w dół, zatrzymywali się ,a to
wpuścić bądź wypuścić jakiegoś czarodzieja albo latające samolociki, które z
tego co mówiła jej Hermiona były pocztą wewnętrzną. Ale nie zastanawiała się
nad tym głęboko, ponieważ kobiecy głos poinformował ją ,że dotarła do
upragnionego celu. Wyszła zza zakrętu i ujrzała to, czego się najbardziej
obawiała. Zobaczyła jak jej matkę prowadzi dwóch czarodziejów.
-
Nieeee… Mamo. Obiecałaś… - Alicja nie
potrafiła sklecić porządnego zdania.
-
Wiem, kochanie… Ale sąd zadecydował
inaczej. Musze ponieść karę.
-
Ile?
- nastolatka spytała z ciężkim sercem
-
Rok… Tylko rok, a może aż rok… Ale damy
sobie radę. Ty pójdziesz do szkoły, będziemy pisać do siebie listy.
-
Kocham cię mamo. – pisnęła, po czym jak
mała dziewczynka wtuliła w nią.
-
Przepraszamy, że przeszkadzamy w tej
rzewnej chwili, ale musimy już iść. Przykro nam. – odezwał się w końcu jeden z czarodziei
zniecierpliwionym głosem.
-
Już, już… -Marion spojrzała na niego
przepraszająco, po czym zwróciła się w stronę Pani Weasley - Dbaj o nią.
Hermiona tylko skinęła głową po czym stanęła koło
Alicji. Ostatnim ,co zobaczyły był smutny, jednakże starający się dodać im
otuchy wzrok Marion.
______________________________________________________
Tak, wróciłam po dłuższej przerwie. Po pierwsze chciałabym przeprosić osoby, które tutaj wchodzą i czytają. A z tego co widzę, to parę osób się znalazło ;) Ale wiecie, nowy rok akademicki, nowe przedmioty. Dużo pracy przede mną, ale postaram się być. I pisać. Bo to jest moją odskocznią od uczelnianej rzeczywistości.
Po drugie, rozdział ciuteńkę dłuższy. Jak widać Ala zaczyna nowy etap życia, bez matki... Na samym początku chciałam ją uniewinnić, ale stwierdziłam że postąpiła bardzo nie ładnie i musi ponieść karę. Dlatego też tylko rok. A może aż... Kto wie.. Chyba tylko ja :) Nie wiem co o nim sądzicie( o rozdziale w sensie). Liczę się z tym, że nie należy do najlepszych, ale bardzo ciężko mi się go pisało. A w głowie tyle pomysłów na dalszą akcję ^^
Do zobaczenia niedługo :)