wtorek, 15 października 2013

X rozdział

Czerwcowe dni mijały szybko. Było coraz cieplej i goręcej. Jednak tym razem nie było to związane z porą roku. Zbliżały się ważne wydarzenia, które w duszach i sercach zainteresowanych wprowadzały panikę i strach. Aż nadszedł dzień, w którym zatrzymała się Ziemia. Dzień, który miał być dniem sądu. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. Tego bowiem dnia, zarówno Alicja jak i jej matka miały się dowiedzieć jaka czeka je przyszłość.
Pani Brylska nie mogła tej nocy zasnąć, co w tej sytuacji jest zrozumiałe. To dzisiaj miało się odbyć ostateczne przesłuchanie i dzisiaj miał zapaść wyrok. Siedziała w kuchni i popijała kawę. Kolejną tej nocy. W tym samym czasie na pięterku, jej latorośl przewracała się z boku na bok. Miała koszmar. Kolejny tej nocy. A może ten sam… Sama już nie wiedziała. Obudziła się z przeraźliwym wrzaskiem. Usiadła na łóżku i przetarła spoconą twarz. Usłyszała też, krzyk matki z dołu. Spojrzała na zegarek: 5.30. No ładnie.
-        Nic mi nie jest mamo! – odkrzyknęła zwlekając się z  łóżka.
Wstała, ubrała się w ciemne dżinsy, białą bluzkę i marynarkę w czarno-białe pasy. Już i tak by nie zasnęła. Zeszła na dół, nalała sobie kawy do kubka i usiadła koło matki łapiąc ją za dłoń.
-        Już wstałaś? Jest dopiero 6 rano…
-        Mamo, nie martw się będzie dobrze. Jakoś damy sobie radę…
-        Właśnie, jakoś… - powiedziała matka i dodała – Czemu krzyczałaś? Śniło ci się coś?
-        Tak, koszmar… Śniło mi się, że biegnę przez las, dookoła mgła. Odczuwałam przeraźliwe zimno i oddech. Czyjś oddech. Po jakimś czasie przewróciłam się i wiedziałam. Czułam, że to koniec.
-        Ojjj, kochanie… Czasami tak jest. A takie bieganie może oznaczać ucieczkę przed problemami. Sama wiesz, że trochę ich mamy…
-        No tak, Hermiona się odzywała?  - zmieniła temat córka
-        Nie, ale wczoraj jak rozmawiałyśmy przez telefon, to powiedziała , że będzie tam ze mną. A przynajmniej się postara.
-        A ja…
-        Ty masz egzamin, matematyka jest najważniejsza. Hermiona nie byłaby zadowolona.
-        Ale nie pozwoliłaś mi dokończyć… Chodziło mi o to, że jak napiszę sprawdzian to dostanę się do Ministerstwa. Rodzina musi się trzymać razem, przecież…
-        Będę musiała chyba za ciebie kciuki trzymać…
-        Wiesz, co… Wredna jesteś – powiedziała nastolatka i wytknęła do matki język.
Po chwili śmiały się i razem przygotowywały śniadanie, tak jak gdyby nic się miało wydarzyć.
Mniej więcej w tym samym czasie, a może nawet chwileczkę później Hermiona stała i rozmawiała z Harrym na korytarzu przed jego biurem. Nie potrafiła wysiedzieć w domu. Denerwowała się jakby to był jakiś egzamin, albo jakby miała sama stanąć przed sądem.
-        Nie martw się Hermiono, wszystko będzie dobrze… - pocieszał ją przyjaciel, wiedząc jednak, że za bardzo jej nie pomoże.
-        Harry, ja się nie martwię. Ja jestem zdenerwowana.
-        Pamiętaj, że to nie ty tam staniesz…
-        No tak, ale sam wiesz… Zaprzyjaźniłyśmy się. Polubiłyśmy.
-        Wiem to bardzo dobrze Hermiono, ale nie zapominaj kim ona jest, a raczej z jakiej rodziny pochodzi…
-        Ale stare czasy minęły… Nie ma zła itd.
-        A McGonagall, a Potomek? – zniżył ton głosu praktycznie do szeptu
Kobieta westchnęła. Musiała mu przyznać rację. Dodatkowo zawaliła pracę związaną z Zakonem. Praktycznie robili wszystko za nią.
-        Hermiono!!! – rozległ się krzyk na korytarzu
-        Ron, co się stało? – spytał Potter
-        Usłyszałem w windzie, że Marion stanie przed całym Wizengamotem. Nawet Kingsley tam będzie…
-        Znoooowu? – spojrzał na niego chmurnie Harry
-        Ale Harremu się wtedy udało, więc Marion też się musi udać! – Hermiona się zmobilizowała tą informacją. – Muszę lecieć, cześć!
Chłopcy patrzyli z jakim wdziękiem kieruje się w stronę korytarza, jednocześnie wymijając zdziwionego Malfoy`a. Odczekali, aż zniknie za rogiem i spojrzeli na siebie znacząco.
-        Wiesz, co to oznacza Harry?
-        Wiem. Chociaż wolałbym nie.

***
Czas oczekiwania mijał niczym rozciągnięty z gumy. Dłużył się i męczył Alę, która chodziła po korytarzu nie potrafiąc sobie znaleźć miejsca. W głowie kłębiły jej się wzory matematyczne i mama. Wiedziała, że musi się postarać. Musi. Nie ma innej opcji. Już wybiła dziesiąta i zarówno ona jak i matka wchodziły na salę. Ala nie wiedziała jednak jak poważnie będzie wyglądać ten proces. Dostała arkusz i już wiedziała. Nie będzie prosto. Ale przecież nikt nie mówił, że życie jest proste.
-        Oskarżam Marion Jean Brylską, o to iż z premedytacją, doskonale wiedząc o skutkach swego działania uwięziła moc swej córki oraz oszukała instytucje Czarodziejskiego świata… - czytał akt oskarżenia siwowłosy czarodziej ubrany w czarną szatę.
-        Oskarżona proszę wstać. Czy przyznaje się pani do zarzucanego jej przestępstwa?
-        …Tak, przyznaję się do zarzucanego mi czynu, jednakże nie zrobiłam tego w złej wierze… Kocham swoją córkę i zawsze chciałam dla niej jak najlepiej – powiedziała pewnym głosem patrząc w twarz szefowej Hermiony, bo to ona prowadziła posiedzenie sądu. 
-        Oskarżona może usiąść. Proszę powiedzieć, czym się Pani kierowała popełniając ten czyn…
Odpowiadała na pytania, starając się mówić rzeczowo. Jednakże po jakimś czasie nerwy jej tak wysiadły iż nawet pełne pocieszenia i otuchy spojrzenia Hermiony nie za wiele jej pomagały. Przesłuchano Hermionę, która składała raport w tej sprawie. Teraz pozostało tylko jedno. Wyrok. Sąd ogłosił 15 minut przerwy. To po tym czasie wszystko miało się wyjaśnić.
Alicja wyszła pospiesznie z sali matematycznej. Rozwiązała wszystkie zadania. W jednym jest pewna, że popełniła błąd na sto procent trzech nie jest pewna. Żeby zdać musi mieć dziesięć na piętnaście dobrze. Teraz musi tylko poczekać, aż matematyczka je sprawdzi. Usiadła pod ścianą i zamknęła oczy. Myślami była przy matce. Trzymała za nią kciuki. Musiała się mocno zamyślić, ponieważ  z otępienia wyrwało ją lekkie szarpnięcie za ramię. Spojrzała w górę. To była nauczycielka. Zaprosiła dziewczynę do sali i wskazała na najbliższe krzesło. Gdy obie usiadły spojrzała na nią i powiedziała:
-        Alicjo, zawsze byłaś leniem… Jednakże teraz przeszłaś samą siebie. Jak można zrobić tak podstawowy błąd?! Przecież są to podstawy podstaw. Jak mogłaś... To jest, to jest karygodne! On zaważył na twojej ocenie i zmuszona jestem dać ci tylko 3+...
-        ILE???????!!!!!!
-        3+, na więcej nie zasługujesz…
-        Dziękuuuuję! To wystarczająca… Nawet w najśmielszych snach… Muszę iść, do widzenia! – wykrzyknęła i wybiegła zostawiając w osłupieniu nauczycielkę.

Chciała jak najszybciej dostać się do Ministerstwa. Obiecała matce, że będzie tam z nią. I dotrzyma słowa. Pospiesznie udała się do najbliższego kominka podłączonego do sieci Fiuu i ruszyła. Po chwili znalazła się w Atrium. Przelotem spojrzała na Fontannę i weszła do windy, klikając jednocześnie na odpowiedni przycisk. Zjeżdżając w dół, zatrzymywali się ,a to wpuścić bądź wypuścić jakiegoś czarodzieja albo latające samolociki, które z tego co mówiła jej Hermiona były pocztą wewnętrzną. Ale nie zastanawiała się nad tym głęboko, ponieważ kobiecy głos poinformował ją ,że dotarła do upragnionego celu. Wyszła zza zakrętu i ujrzała to, czego się najbardziej obawiała. Zobaczyła jak jej matkę prowadzi dwóch czarodziejów.
-        Nieeee… Mamo. Obiecałaś… - Alicja nie potrafiła sklecić porządnego zdania.
-        Wiem, kochanie… Ale sąd zadecydował inaczej. Musze ponieść karę.
-        Ile?  - nastolatka spytała z ciężkim sercem
-        Rok… Tylko rok, a może aż rok… Ale damy sobie radę. Ty pójdziesz do szkoły, będziemy pisać do siebie listy.
-        Kocham cię mamo. – pisnęła, po czym jak mała dziewczynka wtuliła w nią.
-        Przepraszamy, że przeszkadzamy w tej rzewnej chwili, ale musimy już iść. Przykro nam.  – odezwał się w końcu jeden z czarodziei zniecierpliwionym głosem.
-        Już, już… -Marion spojrzała na niego przepraszająco, po czym zwróciła się w stronę Pani Weasley - Dbaj  o nią.
Hermiona tylko skinęła głową po czym stanęła koło Alicji. Ostatnim ,co zobaczyły był smutny, jednakże starający się dodać im otuchy wzrok Marion.


______________________________________________________

Tak, wróciłam po dłuższej przerwie. Po pierwsze chciałabym przeprosić osoby, które tutaj wchodzą i czytają. A z tego co widzę, to parę osób się znalazło ;) Ale wiecie, nowy rok akademicki, nowe przedmioty. Dużo pracy przede mną, ale postaram się być. I pisać. Bo to jest moją odskocznią od uczelnianej rzeczywistości.

Po drugie, rozdział ciuteńkę dłuższy. Jak widać Ala zaczyna nowy etap życia, bez matki... Na samym początku chciałam ją uniewinnić, ale stwierdziłam że postąpiła bardzo nie ładnie i musi ponieść karę. Dlatego też tylko rok. A może aż... Kto wie.. Chyba tylko ja :) Nie wiem co o nim sądzicie( o rozdziale w sensie). Liczę się z tym, że nie należy do najlepszych, ale bardzo ciężko mi się go pisało. A w głowie tyle pomysłów na dalszą akcję ^^
Do zobaczenia niedługo :)











Obserwatorzy