sobota, 12 lipca 2014

XIII rozdział

Wreszcie, po długiej przerwie pojawił się rozdział. Tęskniłam jak nie wiem :D
Ale były różne inne sprawy, które musiały się rozwiązać bym mogła być tutaj, dzisiaj w tej chwili z Wami :)
Zachęcam do czytania, jeśli ktoś tutaj jeszcze jest i czekał :)

Wasza Sensualna :)

***

Blondyn z kamienną twarzą chodził nerwowo po ogromnym salonie z kamiennym kominkiem podpierając się laską. Wyraźnie na coś lub kogoś czekał, co było mu nie na rękę. Miał do niego przyjechać wnuk z którym rzadko się widywał. Gdyby nie Astoria… Byłoby to zupełnie niemożliwe. Nie rozumiał tego, nie rozumiał postępowania swego syna, który zrzucał na niego winę za śmierć matki i od lat się do niego nie odzywał. Stracił żonę, wolność, reputację i koniec końców swego własnego syna. Nie chciał stracić wnuka, dlatego też był do niego wyjątkowo oschły, a ich rozmowy ograniczały się do zdawkowych pytań o szkołę i inne przyziemne tematy. Nie chciał, żeby Draco znalazł pretekst na ich rozdzielenie. Lucjusz sądził, że uda mu się przeciągnąć Scorpiusa na swoją stronę i chociaż z niego mieć pożytek. Rozmyślania przerwało mu pyknięcie aportacji w ogrodzie.
-        Rowle, jakże mi miło -  przywitał go ze sztucznym uśmiechem Malfoy
-        Mam dla ciebie dwie wiadomości. Obie są niezbyt dobre. Patrick nawalił, twierdzi że śledzili go jacyś czarodzieje.
-        Jacy czarodzieje?! –Pan domu się wzburzył.
-        Nie powiedział, musiał się ulotnić z tamtego miejsca…
-        Zabiję! A druga wiadomość?
-        Dostał nauczkę od McQuinna i ją zapamięta. Tak przynajmniej stwierdził. Druga wiadomość jest taka, że nie znaleźliśmy żadnych śladów Potomka w Azji…
-        A Europa? Przeszukajcie dokładnie, metr po metrze… Musimy go znaleźć!
-        Oczywiście, ale jeśli to nie jest prawda?
Lucjusz nie odpowiedział, lecz posłał mu stalowe spojrzenie. Rowle dobrze wiedział, że z Malfoyem się nie dyskutuje, więc z cichym pyknięciem aportował się pozostawiając go w swym salonie.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy ciszę pierwszego, leniwego i wakacyjnego wieczoru przerwało donośne łupnięcie drzwiami „Trzech Mioteł”. Z pubu wytoczyła się postać zakutana w płaszcz, podtrzymywana przez Madame Rosmertę. Starała się podtrzymać mężczyznę, jednakże był kompletnie pijany. Mówił do siebie i co jakieś czas popijał ognistą z butelki i mimo usilnych prób zabrania mu jej przez nie zamierzał jej oddać. Wyszli, a raczej się wytoczyli już z wioski, gdy zobaczyli, a raczej gdy Madame zauważyła, idącą z przeciwnej strony postać. Szła spokojnie, jednakże gdy zbliżyła się zaczęła biec. Pęd powietrza zrzucił jej kaptur i rozwiał długie blond włosy.
-        Na brodę Merlina! Luna! Spadłaś mi z nieba! Pomóż mi!
-        Madame! Już już, on tak często? – spytała patrząc z troską na mężczyznę.
-        Szczerze? Przyszedł tutaj 3 raz. Nigdy nie widziałam, żeby Neville Longbottom się upił. A te jego wizyty pokazały mi go z zupełnie innej strony. To wina, tej głupiej dziewuchy…
-        Hanna nie jest głuupoią dziewychuom! – wybełkotał Neville po czym padł jak długi na wiejską drogę.
-        Levicorpus! – rzuciła zaklęcie Luna po czym dodała: - Madame, dam sobie radę. Dziękuję… I przepraszam. Proszę to zachować dla siebie.
-        Dobrze, skarbie. Do widzenia w takim razie. – odpowiedziała kobieta po czym zawróciła w stronę wioski.
Luna szła za lewitującym Nevillem, zastanawiając się co z nim począć. Rozmawiając z Harrym nie zdawała sobie sprawy jak bardzo to poważne.

***

Stanął przed drzwiami obrośniętymi dzikim winem, wziął głęboki oddech i zapukał.
Gdy przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał spróbował jeszcze raz. Gdy ponownie odpowiedziała mu głucha cisza, postanowił wejść od tyłu. Gdy szedł wyłożoną kamieniami dróżką, usłyszał muzykę. Czyli musi być w domu! – pomyślał i faktycznie na tarasie za domem z podkulonymi nogami siedziała jego przyjaciółka, Luna Lovegood. Nie była jednak tą samą, wiecznie optymistyczną osobą. Teraz wyglądała raczej żałośnie. Szara cera, podkrążone i zaczerwienione oczy. Teraz. Bo gdy spotykała się ze znajomymi starała się grać. I trzeba przyznać, że była w tym dobra.
-        Harry?
Cichy głos przywrócił go do rzeczywistości.
-        Luna! Przepraszam, zamyśliłem się. Eeee… Śliczne kwiatki, co to?
-        Loti-Ploki.
-        Loti-Co?
-        Ehhh, nieważne. Usiądź, chcesz kawy? – uśmiechnęła się blado i spojrzała w jego stronę
-        Chętnie. – Potter usiadł i patrzył jak odziana w ciemne dżinsy i czarną bluzkę blondynka znika za drzwiami.
Po niewielkiej chwili siedzieli z kubkami parującej kawy i milczeli. A mieli porozmawiać.
-        Luna, gdzie bliźniaki?
-        Spędzą całe lato z rodzicami Rolfa i moim ojcem. To dużo lepsze niż siedzenie ze mną. Starą nudziarą.
-        Oj, Luna! – zaperzył się Harry. Nie jesteś starą nudziarą… Jesteś…
-        Wdową. Tak, wiem nie musisz mi przypominać. Ale mówiłeś coś o Nevillu, więc słucham o co chodzi?
-        Neville… Aaa no tak. Wiesz, że Hanna go zostawiła?
-        Coś słyszałam, ale nie rozmawiałam z nim…
-        …ożeniła się z Cormackiem….
-          McLaggenenem?! Tym od Hermiony?!
Harry westchnął.
-        Tak, tym samym. Jest z nim w ciąży, a Neville się kompletnie załamał i pije na umór.
-        Co?! Nasz Neville i alkohol? Nie wierzę… Skąd o tym w ogóle wiesz? - Luna wyraźnie bardziej pobladła.
-        Dzieciaki do mnie napisały, ja już z nim rozmawiałem, ale może ciebie posłucha. Zawsze się przyjaźniliście przecież. Dlatego właśnie chciałem cię prosić abyś z nim porozmawiała. Nie chcemy aby McGonagall się o tym dowiedziała. Prawda?
-          No to by było straszne. Mógłby stracić pracę. Porozmawiam z nim… Jak się trochę lepiej poczuję.
-          A jak praca dla Zakonu?

***
Wróciła do rzeczywistości gdy stanęła przed ciemnymi, dębowymi drzwiami ze złotym napisem:

ZIELARSTWO – prof. Neville Longbottom
Opiekun Gryffinforu


Cofnęła zaklęcie, delikatnie kładąc swojego przyjaciela na podłodze i pchnęła ciężkie drzwi. To co zobaczyła przeraziło ją, jednakże nie na tyle by się całkowicie załamać. Gabinet wyglądał niczym po przejściu trąby powietrznej. Puste butelki, walające się książki i zapiski... Jakby ktoś walczył. Walczył z samym sobą?-Chłoszczyść!Zakręcie w przeciągu sekund wysprzątało pomieszczenie na błysk. Zadowolona z efektu delikatnie przetransportowała pijanego mężczyznę do łóżka. Przykryła go i pochyliła się jakby chciała coś jeszcze uczynić, lecz w ostatniej chwili zmieniła zdanie i pokręciła głową.- Longbottom... I co ja mam z tobą zrobić?Odpowiedziało jej tylko chrząknięcie i trzeszczenie łóżka pod naporem ciała Neville`a. Posiedziała chwilkę i po prostu wyszła. Bez słowa. Bo po co miała utrudniać sobie i jemu?




Obserwatorzy